sobota, 21 maja 2016

Nieustannie podążąjąc, także wzrastasz!

Patrząc z perspektywy lat, zauważam, że marzenia się spełniają nieustannie, nawet, gdy o nich nie myślimy stale. Dotyczy to szczególnie sytuacji, gdy kiedyś "zasialiśmy" swoje marzenie, a ono wzrastało powoli. Gdy nie była na nim skupiona uwaga, było jak orzech kokosowy - w grubej skorupie, stąd trudno, aby w szybkim tempie ujawnił się kiełek. Jeśli jednak nasienie było obecne, ono także, wolniej niż inne, zaczynało kiełkować. Tak też działo się moimi niektóymi marzeniami. Od wielu lat, kiedy odeszłam z uczelni, zawsze chciałam do niej wrócić, jednak już inaczej, niosąc i ucząc tego, co kocham, co odkryłam w swoim życiu. Ale wyobrażałam sobie to tak jak zwykle, czyli poszukiwanie możliwości zaistnienia tamże. Dlatego kilka razy aplikowałam o etat, ale zwykle wydarzało się tak, że on był z tzw. konkursu, czyli był już przesądzony. Konkurs bowiem był ogłoszony jedynie z tego powodu, aby przyjąć już pracownika, który miał etat na czas ograniczony. Na początku tego zupełnie nie wiedziałam, potem wydawało mi się, że przecież nie wszędzie tak jest i napewno jest jakaś uczelnia, która po prostu potrzebuje kogoś innego, niezwyczajnego, o interdyscyplinarnym przygotowaniu. Niestety okazywało się, że wcale tak nie jest. Tym uczelniom, do których trafiałam, wcale nie zależało na jakości nauczania, a raczej na stereotypowym odtwarzaniu tego, co ma być w programie, według sztancy. Było to dla mnie szokujące, gdyż zawsze uważałam, że nauka powinna rozwijać się, walczyć o jakość, włączać nieprzeciętność. Szybko przekonałam się, że jest jednak inaczej. Jakiś czas potem zauważyłam, że gdy przestałam zabiegać, zaczęły się pojawiać pojedyncze propozycje z różnych dziedzin i to coraz bliższe temu, co ja wnosiłam. Zastanawiając się nad tym, doszłąm do wniosku, że ja nie nadaję się do odtwarzania czegokolwiek, nawet, gdy to było mi kiedyś znane, ale to nie było "moje". Ja nieustannie podążałąm, rozwijałam się, wzrastałam. Nie chciałam być odtwórcza, bo przecież byłam twórcza. Realizowałam swoje marzenia, nawet, gdy były one poza uczelnią, gdyż tak już nie pasowałąm, szczególnie do obowiązującego systemu stałego oceniania, a nigdy wzrastania, włąsnego wzrastania, także każdego studenta. Potem zaczęłąm uświadamiać sobie, że ja sama mogę tworzyć pewien model kształcenia i systematycznie to opisywałam w swoich książkach. Były to początkowo programy edukacyjne dla różnych środowisk, aby potem "wyrosnąć" w model Uniwersytetu Nauk o Sobie i Życiu. Opublikowałąm to na stronie www.creatorsofchange.eu. Nie promując tego nigdzie, zauważyłąm, że dotarło do tej strony prawie 2 000 osób z całego świata. A więc to jest już coś. Potem zaczęłąm być znajdowana, nie zidentyfikowanymi przeze mnie sposobami i otrzymywałam kolejne propozycje, aby tu i tam coś wygłosić. Potem zaczęłąm też pisać artykuły naukowe i one trafiały do akademickiej prasy. Ostatnio otrzymałam propozycję ze środowiska filozofii akademickiej, do napisania artykułu. Okazało się, że moje podejście jest ważne, transdyscyplinarne, a nawet oczekiwane. Zostałam zaproszona do tej grupy, która do tego jest częścią grupy międzynarodowej i to zarówno teoretyków z różnych dziedzin, jak i praktyków. Tak oto marzenia się spełniają, nawet, gdy sami nieustannie o nie nie zabiegamy. Ponadto, idąc wlasną drogą, stale nie tylko podążamy, ale także wzrastamy, coraz bardziej realizując siebie i zawarty w nas potencjał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.